W każdej dziedzinie są takie jednostki, które swoją unikalnością przyciągają kolekcjonerów z całego świata. Nie inaczej jest właśnie z arowaną azjatycką. Nie kupisz jej w zwykłym sklepie akwariowym, a zdobycie jej z legalnych źródeł graniczy z cudem. Co jest więc w niej takiego niesamowitego?
Drapieżnik z Azji
Arowana azjatycka to tropikalna ryba słodkowodna. W naturalnym środowisku może mierzyć do 90 centymetrów długości. To drapieżnik, którego początki istnienia sięgają epoki dinozaurów. Ma duże, metaliczne łuski o wyglądzie sporej monety i wąsiki wystające z podbródka. Pływając, faluje niczym papierowy smok na Nowy Rok w Chinach. I chyba właśnie to skojarzenie sprawiło, że ludzie wierzą w jej cudowne właściwości. Ma przynosić szczęście i dobrobyt, więc każdy chciał ją mieć w domu. Jednak nie kupisz jej ot tak porostu.
Ze względu na fakt, że jest drapieżnikiem i wolno rozmnażającą się rybą, została wpisana na listę chronionych gatunków. I nagle, w latach 70-tych XX wieku, zakazano jej poławiania. A przecież była to ryba, którą rybacy łowili na kolację. Zresztą niespecjalnie smaczna, z dużą ilością ości. Podobnie, jak w przypadku naszych wigilijnych karpi. Kiedy wykluczono arowane z międzynarodowego handlu, zaczęto ją postrzega jako rzadki okaz. W konsekwencji, znalazła się na liście najbardziej poszukiwanych rybek akwariowych.
Zakazany import
Sprowadzenie arowany do Stanów Zjednoczonych i Europy jest nielegalne. Jednak, jak szacują nieoficjalne źródła, w ostatnich latach z prywatnych hodowli w Azji Południowo- Wschodniej wyjechało ponad dwa miliony ryb. Ich hodowle to małe twierdze, z wysokimi płotami i uzbrojonymi strażnikami. Nie brakuje również drutu kolczastego i wież obserwacyjnych. I to wszystko z powodu rybek.
Jedna ryba może kosztować nawet 300 tysięcy dolarów. Kupują ją na czarnym rynku kolekcjonerzy i wielcy pasjonaci, którzy mają sporo pieniędzy. Gdy na jednym z międzynarodowych konkursów Aquarama International Fish Competition pokazano 10 rzadkich odmian arowan albinosów, całe akwarium eskortowała policja. Do tego uzbrojeni strażnicy mieli za zadanie pilnować, aby nikt nie dorzucił trucizny do akwarium. To dopiero obstawa!